poniedziałek, 6 września 2010

To nie jest kraj dla...

Wegetarian! Serbska kuchnia to mięso, mięso i jeszcze raz mięso. Trudno tutaj o intrygujące potrawy wegetariańskie i osoby, które tak się żywią będę skazane na zupę rybną oraz niewielki wybór sałatek. Niezależnie od diety warto spróbować przepysznej pečenej papriki, która jest upieczona, po czym podana na zimno i polana przecudownym kwaśnawy sosem (strzelam, że jest tam dużo czosnku, oliwa i ocet winny). Jeśli mięso wam nie straszne to w Serbii będziecie się mogli najeść. Choć ceny jedzenia w sklepach często podobne są do polskich to w kafanie (karczmie) czy restauracji można zjeść za całkiem przystępną cenę, a mięsne porcje są obfite. W Serbii mało popularny jest nieśmiertelny polski zestaw: kotlet, surówka i ziemniaki (lub jakiś ich zamiennik). Poszczególne „części” dania serwowane są oddzielnie i raczej zainteresowany komponuje zestaw sam. Najczęściej jada się z chlebem, który jest prawie zawsze przynoszony (niezależnie od zamówienia) i gdy się go napocznie to doliczany jest do rachunku. Frytki powinniśmy znaleźć w menu, jednak trudno mi ocenić ich walory smakowe, ponieważ kierowałam się lokalnymi zwyczajami kulinarnymi i z nich rezygnowałam.

Niepalących! Bierne palenie? A co to takiego – zdaje się, że odparłby napotkany na ulicy Serb. Zapomnijcie o salach dla niepalących. O palarniach też – palarnie są wszędzie. Jeżeli w danym miejscu nie wolno palić (np. w wynajmowanym pokoju) to bardzo, ale to bardzo wyraźnie będzie to zaznaczone. Niestety, nie pozostaje nic innego jak liczyć na dobrą pogodę i usiąść na zewnątrz albo na łut szczęścia, że towarzysze naszego posiłku również nie palą (czyżby turyści?).

Taki zestaw dostaliśmy w odpowiedzi na nasz "A co Pan poleca?". Trudno było wybrać coś innego - w tej knajpce nie było w ogóle menu. Pieczone mięso podane na zimno (zdecydowanie za dużo dla 2-óch osób), sałatka z pomidorów, cudowny sos i pieczywo.  
Serbska hipokryzja? "Palenie zabija. Dym tytoniowy szkodzi ludziom w waszym otoczeniu". Najlepiej to napisać na popielniczce, która stoi na każdym stoliku w tej restauracji i prędzej zachęca niż zniechęca.

środa, 1 września 2010

Transport tudzież przemieszczanie się

Po Serbii najłatwiej podróżować własnym samochodem – to chyba dość oczywiste. Przy liczbie pasażerów większej niż dwa ten środek transportu zazwyczaj jest najkorzystniejszy i najbardziej komfortowy. Drogi w Serbii obecnie są całkiem niezłe. Jest jedna płatna autostrada północ-południe. Kierowcy – jak to południowcy, mogą trochę potrąbić. Szczególnie, gdy będzie przejeżdżać akurat para młoda. Większy kłopot może być z mapami, które trudno dostać w Polsce - więc może lepiej zdać się na GPS? Doświadczeń jednak z prowadzeniem samochodu w Serbii nie mam, więc przejdę do tego co bardziej mi znajome.

Pociągi. Połączenia kolejowe, w porównaniu chociażby z Polską, a co dopiero ze Słowacją, są w Serbii co najmniej ubogie. Jest natomiast inna ich zaleta – potrafią być nawet o połowę tańsze niż autobusy na tej samej linii. Dobrym rozwiązaniem może być także skuszenie się na połączenie międzynarodowe ze względu na cenę. Przykładowo trasę Belgrad-Budapeszt przejedziemy za 15 euro (bez zniżek). Wsiadając do serbskiego pociągu trzeba być jednak przygotowanym na niski komfort i uzbroić się w cierpliwość – spóźnienia to raczej standard. Składy są zbyt krótkie, więc często panuje tłok. Jednak gdy już znajdziemy miejsce możemy się rozkoszować szerokim miękkim fotelem, choć nie ukrywajmy – fotele te wyglądają jakby pamiętały marszałka Titę z okresu początków jego władzy. Rewelacji więc nie ma, ale jest niska cena...

Autobusy to bardziej złożona i skomplikowana sprawa. Zdaje się, że nie ma tutaj reguł. Autobusy są raczej punktualne i raczej nie tak tanie jakbyśmy sobie tego życzyli. Ceny bywają bardzo zróżnicowane i nie można tu mówić o żadnym przeliczniku kilometrowym. Wiele zależy od właściciela danej firmy przewozowej, rejonu, rodzaju autobusu i trasy. Zdecydowanie najdroższe będą autobusy korzystające z autostrad, które nie tylko są bardzo szybkie, ale często także luksusowe. (Choć w historie o darmowych napojach trudno mi uwierzyć). Na bocznych trasach trafimy częściej na starego ikarusa z miękkimi ławkami zamiast siedzeń oraz śmiesznymi automatami do biletów.
Zaskoczeniem dla Polaków będzie system numeracji miejsc. Kiedy kupujemy bilet na dłuższą trasę w kasie dworcowej na bilecie będzie wydrukowany numer naszego miejsca. Nie jest to tylko kwestia formalna – Serbowie faktycznie wyznaczonych miejsc się trzymają i tak też należy robić. Kwestia oczywiście jest bez znaczenia, jeśli jedziemy na tyle starym autobusem, że nie ma on nawet numerków przy siedzeniach.
Bagaż. To kolejna tajemnicza kwestia pozbawiona reguł. Nie raz wsiądziemy z nim bez problemu do samego autobusu, innym razem zostanie schowany do luku, a jeszcze innym za to schowanie trzeba będzie dodatkowo zapłacić (z reguły ok. 2 zł/sztuka). Nie widziałam jednak nigdy, aby zdarzała się samowolka bagażowa. Najczęściej odpowiednia osoba zajmuje się wkładaniem bagażu, do którego przykleja jedną naklejkę z numerem, a drugą daje jego właścicielowi. System ten, niespotykany w Polsce, pozwoli nam poczuć, że nasz plecak raczej powinien dotrzeć tam gdzie my.
W serbskich autobusach ciekawe jest także dwuosobowa obsługa autobusu. Kierowca, jak sama nazwa wskazuje, zajmuje się kierowaniem. Jego pomocnik zajmuje się wszystkim innym – sprzedaje bilety, udziela informacji, wkłada bagaże. Nie jest tak jednak we wszystkich autobusach i na wszystkich trasach.
Bardzo ważną kwestią są rozkłady jazdy. Nie należy przywiązywać specjalnej wagi do tego, co znajdziemy na tablicy odjazdów (o ile taką znajdziemy). Nawet jeśli tablica ta wygląda na w miarę świeżą to może ona zupełnie nie pokrywać się z rzeczywistością. Najlepiej dowiadywać się o konkretne połączenia w kasie – nie ma z tym żadnego problemu. W małych miejscowościach, wsiach i na przystankach przy drogach mamy zdecydowanie marne szanse na znalezienie tablicy z godzinami odjazdów. Jeśli przystanek znajduje się przy sklepie czy knajpce to najlepiej tam spytać się o połączenia do interesującego nas miejsca.

 Autostop to kolejna możliwość, z której można korzystać. Nie jest niczym niespotykanym w Serbii i zarówno poruszają się w ten sposób turyści (szczególnie ci jadący na festiwal do Gučy), jak i miejscowi. Choć kierowcy są mili i życzliwi to czasem może trochę zająć zanim się ktoś zatrzyma. Bywa i tak, że sam kierowca, bez pytania, zaparkuje obok nas z zainteresowaniem, a później zaoferuje podwózkę, bo akurat jedzie tam gdzie my. Nie będzie też stanowiło problemu, że jest VW Transporter ma z przodu tylko dwa miejsca (z tyłu żadnego) – jakoś damy radę.

Nie pozostaje nic innego jak życzyć:  Srećan put!

Sympatyczny szynobus przewiezie nas z serbskiej Suboticy do węgierskiego Szegedu za 212 dinarów (ok. 9zł).