sobota, 16 października 2010

Waluta, pieniądze, ceny

Po dłuższej przerwie powracam z kolejnym wpisem. Dzisiaj będzie o pieniądzach.

Waluta. Moim zdaniem, do Serbii najlepiej wybrać się zaopatrzonym w euro. Dlaczego? Wyjaśni to opis tego, jak sytuacja wygląda w Polsce. Zdobycie w Polsce serbskich dinarów w większej ilości jest bez wątpienia trudne. Być może nie szukaliśmy ich zbyt długo, ale wymowne zdziwienie na twarzach pań i panów w kantorach dało nam do zrozumienia, że próbujemy zdobyć co najmniej egzotyczną walutę. Ostatecznie, gdy już znaleźliśmy kantor z dinarami, postanowiłam wykupić wszystkie, które tam były. Była to równowartość aż 150 złotych... Z braku motywacji do dalszych poszukiwań zaopatrzyliśmy się w euro. Na całe szczęście! Już w Serbii zorientowaliśmy się, że niskie zapotrzebowanie na dinary w Polsce sprawia, że ich kurs jest bardzo niekorzystny. Moja rada? Jeśli akurat trafimy na kantor, w którym będą dinary to warto wymienić 20-30 zł. To akurat tyle, aby nie przejmować się niekorzystnym kursem, a pozwoli nam poczuć się komfortowo, gdyż starczy nam na pierwsze zakupy czy bilet autobusowy po przekroczeniu granicy.  

Kantory w Serbii są wszechobecne. Podczas naszej dwutygodniowej wędrówki nie mieliśmy żadnego problemu z wymianą pieniędzy. Nawet w małych miejscowościach, w których się tego nie spodziewaliśmy, można było bez problemu znaleźć menjačnice. Warto przejść się po mieście i zorientować w kursach walut, aby kupić dinary w najkorzystniejszej cenie – kursy mogą się czasem znacznie różnic pomiędzy poszczególnymi punktami wymiany walut Oczywiście w niektórych kantorach można wymienić złotówki, ale nie wydaje mi się, aby to było finansowo rozsądne.
Czy wymieniać wszystkie pieniądze naraz? Trudno mi odpowiedzieć. Dinar jest nadal mało stabilny, więc w ciągu nawet tygodnia kursy mogą się wahać – czy na naszą korzyść, czy nie – tego nikt nie wie. Osobiście wolę zawsze wymieniać pieniądze partiami – lepiej zabrać do domu euro niż dinary.

Jeśli mówimy o euro to Serbowie często (szczególnie za noclegi, pamiątki) przyjmą zapłatę w tej walucie – jeśli zależy nam na oszczędności to nie należy kierować się wygodą i zrezygnować z takiej możliwości, ponieważ ceny te (zależnie od kursu) są z reguły nieco zawyżone.

Jeśli o pieniądzach mowa to należy również wspomnieć o cenach. Nie polecam jechać do Serbii z nastawieniem, że to będą niskobudżetowe wakacje. Bez wątpienia jest tam znacznie taniej niż w Europie Zachodniej, również taniej niż w Polsce, ale nie bardzo tanio.

Ceny noclegów są bardzo różne, ale w pokoju dwuosobowym można spać za 6-10 euro.*
Przykładowe ceny:
pokój dwuosobowy - 6-10 euro/os*
woda 1,5l – 50 din ~ 2zł
tani litrowy sok brzoskwiniowy – 65 din ~ 2,50zł
obiad dla dwóch osób (drugie danie plus napój) – 1000-1200 din (bardzo względne!) ~ 40-50zł
toaleta – 20 din ~ 80gr
pljeskavica (kotlet mięsny w bułce na wynos) – 120-150 din ~ 5-6zł
kulka lodów 30-100 din (!) ~ 1-4zł
kola, 1 litr – 75 din ~ 3zł

Powyższe ceny są przybliżone – oczywiście, wszystkie produkty występują w pewnej rozpiętości cenowej. Bez wątpienia są artykuły, która są znacząco tańsze niż w Polsce (np. wino), zbliżone oraz droższe. Moim zdaniem ceny w sklepach są podobne i nieco niższe niż w Polsce. W restauracjach, barach, knajpach czy przydrożnych budkach z jedzeniem jest taniej niż u nas. Nawet w najdroższym w skali kraju Belgradzie bez większych trudności można zjeść obiad za 20 zł, a nawet taniej.

Podsumowując, serbskie wakacje na pewno nie spustoszą naszego portfela. Oczywiście, zgodnie z indywidualną sytuacją podróżnika, można sobie pozwolić na mniej lub więcej. Nasz wyjazd do Serbii nie wyniósł może znacznie mniej niż pobyt w Chorwacji, ale też jakość wyjazdu była wyższa - przemierzyliśmy znacznie więcej kilometrów (koszt biletów), rzadziej spaliśmy w namiocie i prawie co dzień serwowaliśmy sobie obiad w knajpce czy restauracji. Moja mama i tak zawsze szeroko otwiera oczy, jak mówię jej ile kosztowały nasze „zagraniczne” wakacje – nie może uwierzyć, że można podróżować tak tanio. A wiem, że są i tacy, którzy podróżują wydając o połowę mniej niż my. „Tanio” to pojęcie bardzo względne. Bez wątpienia jednak dinary wydaje się lżej niż euro, a cena kawy czy szprycera w knajpce jest w Serbii tak przyjemnie niska, że trudno sobie odmówić.


*o spaniu i noclegach w Serbii wspomnę w kolejnym wpisie

Monastyr Žiča - symboliczna ofiara pozostawiona przy ikonie.

poniedziałek, 6 września 2010

To nie jest kraj dla...

Wegetarian! Serbska kuchnia to mięso, mięso i jeszcze raz mięso. Trudno tutaj o intrygujące potrawy wegetariańskie i osoby, które tak się żywią będę skazane na zupę rybną oraz niewielki wybór sałatek. Niezależnie od diety warto spróbować przepysznej pečenej papriki, która jest upieczona, po czym podana na zimno i polana przecudownym kwaśnawy sosem (strzelam, że jest tam dużo czosnku, oliwa i ocet winny). Jeśli mięso wam nie straszne to w Serbii będziecie się mogli najeść. Choć ceny jedzenia w sklepach często podobne są do polskich to w kafanie (karczmie) czy restauracji można zjeść za całkiem przystępną cenę, a mięsne porcje są obfite. W Serbii mało popularny jest nieśmiertelny polski zestaw: kotlet, surówka i ziemniaki (lub jakiś ich zamiennik). Poszczególne „części” dania serwowane są oddzielnie i raczej zainteresowany komponuje zestaw sam. Najczęściej jada się z chlebem, który jest prawie zawsze przynoszony (niezależnie od zamówienia) i gdy się go napocznie to doliczany jest do rachunku. Frytki powinniśmy znaleźć w menu, jednak trudno mi ocenić ich walory smakowe, ponieważ kierowałam się lokalnymi zwyczajami kulinarnymi i z nich rezygnowałam.

Niepalących! Bierne palenie? A co to takiego – zdaje się, że odparłby napotkany na ulicy Serb. Zapomnijcie o salach dla niepalących. O palarniach też – palarnie są wszędzie. Jeżeli w danym miejscu nie wolno palić (np. w wynajmowanym pokoju) to bardzo, ale to bardzo wyraźnie będzie to zaznaczone. Niestety, nie pozostaje nic innego jak liczyć na dobrą pogodę i usiąść na zewnątrz albo na łut szczęścia, że towarzysze naszego posiłku również nie palą (czyżby turyści?).

Taki zestaw dostaliśmy w odpowiedzi na nasz "A co Pan poleca?". Trudno było wybrać coś innego - w tej knajpce nie było w ogóle menu. Pieczone mięso podane na zimno (zdecydowanie za dużo dla 2-óch osób), sałatka z pomidorów, cudowny sos i pieczywo.  
Serbska hipokryzja? "Palenie zabija. Dym tytoniowy szkodzi ludziom w waszym otoczeniu". Najlepiej to napisać na popielniczce, która stoi na każdym stoliku w tej restauracji i prędzej zachęca niż zniechęca.

środa, 1 września 2010

Transport tudzież przemieszczanie się

Po Serbii najłatwiej podróżować własnym samochodem – to chyba dość oczywiste. Przy liczbie pasażerów większej niż dwa ten środek transportu zazwyczaj jest najkorzystniejszy i najbardziej komfortowy. Drogi w Serbii obecnie są całkiem niezłe. Jest jedna płatna autostrada północ-południe. Kierowcy – jak to południowcy, mogą trochę potrąbić. Szczególnie, gdy będzie przejeżdżać akurat para młoda. Większy kłopot może być z mapami, które trudno dostać w Polsce - więc może lepiej zdać się na GPS? Doświadczeń jednak z prowadzeniem samochodu w Serbii nie mam, więc przejdę do tego co bardziej mi znajome.

Pociągi. Połączenia kolejowe, w porównaniu chociażby z Polską, a co dopiero ze Słowacją, są w Serbii co najmniej ubogie. Jest natomiast inna ich zaleta – potrafią być nawet o połowę tańsze niż autobusy na tej samej linii. Dobrym rozwiązaniem może być także skuszenie się na połączenie międzynarodowe ze względu na cenę. Przykładowo trasę Belgrad-Budapeszt przejedziemy za 15 euro (bez zniżek). Wsiadając do serbskiego pociągu trzeba być jednak przygotowanym na niski komfort i uzbroić się w cierpliwość – spóźnienia to raczej standard. Składy są zbyt krótkie, więc często panuje tłok. Jednak gdy już znajdziemy miejsce możemy się rozkoszować szerokim miękkim fotelem, choć nie ukrywajmy – fotele te wyglądają jakby pamiętały marszałka Titę z okresu początków jego władzy. Rewelacji więc nie ma, ale jest niska cena...

Autobusy to bardziej złożona i skomplikowana sprawa. Zdaje się, że nie ma tutaj reguł. Autobusy są raczej punktualne i raczej nie tak tanie jakbyśmy sobie tego życzyli. Ceny bywają bardzo zróżnicowane i nie można tu mówić o żadnym przeliczniku kilometrowym. Wiele zależy od właściciela danej firmy przewozowej, rejonu, rodzaju autobusu i trasy. Zdecydowanie najdroższe będą autobusy korzystające z autostrad, które nie tylko są bardzo szybkie, ale często także luksusowe. (Choć w historie o darmowych napojach trudno mi uwierzyć). Na bocznych trasach trafimy częściej na starego ikarusa z miękkimi ławkami zamiast siedzeń oraz śmiesznymi automatami do biletów.
Zaskoczeniem dla Polaków będzie system numeracji miejsc. Kiedy kupujemy bilet na dłuższą trasę w kasie dworcowej na bilecie będzie wydrukowany numer naszego miejsca. Nie jest to tylko kwestia formalna – Serbowie faktycznie wyznaczonych miejsc się trzymają i tak też należy robić. Kwestia oczywiście jest bez znaczenia, jeśli jedziemy na tyle starym autobusem, że nie ma on nawet numerków przy siedzeniach.
Bagaż. To kolejna tajemnicza kwestia pozbawiona reguł. Nie raz wsiądziemy z nim bez problemu do samego autobusu, innym razem zostanie schowany do luku, a jeszcze innym za to schowanie trzeba będzie dodatkowo zapłacić (z reguły ok. 2 zł/sztuka). Nie widziałam jednak nigdy, aby zdarzała się samowolka bagażowa. Najczęściej odpowiednia osoba zajmuje się wkładaniem bagażu, do którego przykleja jedną naklejkę z numerem, a drugą daje jego właścicielowi. System ten, niespotykany w Polsce, pozwoli nam poczuć, że nasz plecak raczej powinien dotrzeć tam gdzie my.
W serbskich autobusach ciekawe jest także dwuosobowa obsługa autobusu. Kierowca, jak sama nazwa wskazuje, zajmuje się kierowaniem. Jego pomocnik zajmuje się wszystkim innym – sprzedaje bilety, udziela informacji, wkłada bagaże. Nie jest tak jednak we wszystkich autobusach i na wszystkich trasach.
Bardzo ważną kwestią są rozkłady jazdy. Nie należy przywiązywać specjalnej wagi do tego, co znajdziemy na tablicy odjazdów (o ile taką znajdziemy). Nawet jeśli tablica ta wygląda na w miarę świeżą to może ona zupełnie nie pokrywać się z rzeczywistością. Najlepiej dowiadywać się o konkretne połączenia w kasie – nie ma z tym żadnego problemu. W małych miejscowościach, wsiach i na przystankach przy drogach mamy zdecydowanie marne szanse na znalezienie tablicy z godzinami odjazdów. Jeśli przystanek znajduje się przy sklepie czy knajpce to najlepiej tam spytać się o połączenia do interesującego nas miejsca.

 Autostop to kolejna możliwość, z której można korzystać. Nie jest niczym niespotykanym w Serbii i zarówno poruszają się w ten sposób turyści (szczególnie ci jadący na festiwal do Gučy), jak i miejscowi. Choć kierowcy są mili i życzliwi to czasem może trochę zająć zanim się ktoś zatrzyma. Bywa i tak, że sam kierowca, bez pytania, zaparkuje obok nas z zainteresowaniem, a później zaoferuje podwózkę, bo akurat jedzie tam gdzie my. Nie będzie też stanowiło problemu, że jest VW Transporter ma z przodu tylko dwa miejsca (z tyłu żadnego) – jakoś damy radę.

Nie pozostaje nic innego jak życzyć:  Srećan put!

Sympatyczny szynobus przewiezie nas z serbskiej Suboticy do węgierskiego Szegedu za 212 dinarów (ok. 9zł).

wtorek, 31 sierpnia 2010

Komunikowanie się...

...nie powinno sprawiać nam raczej problemów. Serbski jest zrozumiały dla Polaków. Oczywiście, nie można tutaj mówić, o takie łatwości porozumiewania się jak chociażby ze Słowakami. Odrobina skupienia, dobrych chęci i nie wkraczania w zbyt zawikłane tematy umożliwi nam uzyskanie informacji, których potrzebujemy.

Raczej nierealne jest znalezienie w polskich księgarniach rozmówek serbskich, ale można posiłkować się chorwackimi, ponieważ to prawie ten sam język. Poza alfabetem (o czym za moment) istnieją też słowa, które są odmienne np. chleb – po chorwacku kruh, po serbsku hleb oraz pewne zwroty. Osobiście uważam, że mimo tego lepiej zrezygnować z takiego rozwiązania, ponieważ nigdy nie wiemy, na jakiego Serbia trafimy – może akurat na takiego, który nie żywi zachodnich sąsiadów specjalną sympatią i książeczka z flagą Chorwacji tylko wzbudzi jego złość? Lepiej posiłkować się minirozmówkami, które znajdują się często w przewodnikach. Można również zapoznanych, mówiących po angielsku, Serbów poprosić o przetłumaczenie kilku ważnych dla nas zdań.  
Choć oficjalnie język serbski posługuje się cyrylicą to jest to alfabet, który zajmuje (moim zdaniem) około 1/3 serbskiego świata pisanego. Bez wątpienia wskazana jest znajomość cyrylicy (serbska cyrylica wydaje się łatwiejsza niż rosyjska), abyśmy byli w stanie chociażby przeczytać nazwy ulic, które poza północnym rejonem Serbii prawie zawsze pisane są cyrylicą. Nie trzeba się jednak biedzić, aby dojść w tym do perfekcji.

Bez wątpienia warto jednak poznać serbski alfabet łaciński, który pozwoli nam chociażby poprawnie odczytywać nazwy miejscowości na mapie. Bez obaw – w języku serbskim funkcjonuje zasada „mów jak piszesz, pisz jak mówisz”, więc jest to naprawdę banalna kwestia. Bardzo szybko będziemy w stanie pisać serbskie dyktanda.

Jeśli chodzi o angielski to znajomość tego języka może być dla nas pozytywnym zaskoczeniem. W Belgradzie większość osób, z którymi mieliśmy styczność mówiła po angielsku np. kierowca autobusu. W mniejszych miejscowościach lub przy kontaktach z osobami, które nie mają styczności z obcokrajowcami może być już trudniej. Jednak Serbowie często znają podstawowe słowa, gdyż anglojęzyczne filmy w telewizji puszczane są z napisami, przez co „łapią” oni pewne wyrażenia. Nie należy się jednak zrażać, gdy nasz rozmówca nie zna angielskiego i warto próbować polsko-serbskiego. Przydatne jest także „wyłapanie” pewnych zasad mówienia w języku serbskim, które pozwolą nam przerabiać polskie słowa na pseudoserbskie, przez co są one znacznie łatwiejsze do zrozumienia dla Serbów. Pomocne będzie także wtrącanie pewnych słów, które są bardzo odmienne w naszych językach np. put - droga. Można także próbować komunikować się przy pomocy innych języków – niemieckiego czy rosyjskiego. Osobiście spotkałam kierowcę, który szybko przeszedł na niemiecki, którym posługiwał się naprawdę bardzo dobrze.

Misza, w którego hostelu nocowaliśmy w Belgradzie nauczył mnie dwóch, zdecydowanie najważniejszych dla mnie zdań. O pierwsze poprosiłam go sama, drugie zaproponował on sam i powiedział, że koniecznie, ale to koniecznie muszę się go nauczyć. Oto one:
Mogu li dekolitim toalet?

Ja sam gladna.

No, chyba serbski nie jest taki trudny? 

Komunikacja obrazkowa na całym świecie taka sama. Tutaj dochodzi element rywalizacji i sportu - zielone światło też jest na czas.


Brzmi znajomo? Ulica w Suboticy. Tutaj cyrylicy jest jeszcze mniej ze względu na mieszkające mniejszości (przede wszystkim węgierską i chorwacką).

Po co?

Postanowiłam stworzyć niewielki blog dotyczący Serbii, aby podzielić się moimi doświadczeniami wędrówki po tym kraju. Mówiąc najogólniej Serbia to bardzo nieturystyczny kraj i znalezienie (nawet w internecie) jakichś informacji dotyczących podróżowania po tym kraju jest dość trudne. Na chwilę znalazłam zaledwie jeden przewodnik, a mapy żadnej. Zdaję sobie sprawę z tego, że informacje, które tu zamieszczę mogą szybko się zdezaktualizować, ale może jednak komuś ułatwią podróż do Serbii.